Psychologia giełdy
Twierdzę, iż roli psychologii na giełdzie nie sposób przecenić.
Giełda, w okresie krótko- i średnioterminowym, składa się w 90 procentach
z psychologii. Psychologia giełdowa jest “nauką”, do której
trzeba umieć podejść z ogromnym wyczuciem, albowiem jest ona niemal
sztuką. Najczęściej używanymi na giełdzie słowami są: być może, miejmy nadzieję, możliwe, można by, mimo to,
chociaż, wprawdzie, wierzę, myślę, ale, prawdopodobnie,
wydaje mi się... Wszystko, w co się
wierzy i o czym się mówi, jest względne i może być widziane zupełnie inaczej.
Najsłabszymi akcjami na wszystkich giełdach świata są
akcje “Logiki S.A.”, gdyż jej kursy nie
podążają za trendem. Poruszają się w górę i w dół, odzwierciedlając jedynie
reakcje 100 000 rozhisteryzowanych profesjonalistów i półprofesjonalistów
giełdowych, którzy często z minuty na minutę zmieniają swoje zdanie.
Często powtarza
się opinię, że giełda stała się dzisiaj zupełnie nieprzejrzysta. Gdyby
jednak była przejrzysta, wówczas nie byłaby giełdą. Gracze giełdowi łowią
w mętnej wodzie, którą sami czynią jeszcze bardziej mętną swoją czczą gadaniną.
Media zaś rozpowszechniają takie “mądrości giełdowe”, i dlatego
w relacjach i komentarzach panuje totalne zamieszanie. Najczęściej
najpierw kursy ulegają zmianie, a dopiero później do redakcji dostarczane
są pospiesznie wymyślane uzasadnienia tych zmian.
Dzisiaj mówi się,
że ceny spadają z powodu malejącego bezrobocia, którego inflacjogenne
działanie prowadzi do wyższych stóp procentowych. Natomiast kilka dni
później strachem napawa wzrastające bezrobocie, które
jest oznaką słabnącej gospodarki. Raz głębszy deficyt w handlu zagranicznym
interpretowany jest jako zjawisko korzystne, innym razem traktowany
jest negatywnie, ponieważ zbyt duży eksport napędza inflację. Jednego
dnia uważa się, że mocny dolar jest czynnikiem pozytywnym, gdyż amerykański
Zarząd Rezerwy Federalnej nie będzie zmuszony do podniesienia stóp procentowych – co przypadkowo jest nawet logiczne.
Dwa dni później mocny dolar określany jest jako czynnik negatywny, itd.,
itd. Jeżeli zaś profesjonaliści są w złym humorze, to na nic się zdają te
wszystkie dywagacje.
Muszę przyznać, że
często sam nie potrafię odgadnąć, czy reakcja giełdowych graczy na określone
wydarzenie bądź informację dotyczącą finansów – choćby była to
tylko pogłoska – będzie miała wydźwięk pozytywny czy negatywny, inwestorzy
bowiem z reguły nie wiedzą, jak dana wiadomość oddziaływać będzie na życie
gospodarcze – czy należy ją ocenić jako wiadomość dobrą czy złą
dla ich inwestycji lub dla całej giełdy. Giełda zachowuje się często jak alkoholik
– płacze z powodu dobrych wiadomości, a cieszy się ze złych.
Dla ilustracji chciałbym podać przykład mówiący o spekulacji dewizami.
W latach siedemdziesiątych,
kiedy dolar był osłabiony z powodu kłopotów wewnętrznych Ameryki, kraje
arabskie założyły syndykat handlu ropą, który następnie stale podnosił
jej ceny. Przy każdej podwyżce spekulanci dolarowi
wykrzykiwali: Wyższe ceny ropy działają inflacyjnie, a to bardzo źle dla
dolara. Grali zatem na zniżkę i dolar nieustannie tracił na wartości. Już
wtedy pisałem na łamach “Capital” jak bezsensowna jest taka
reakcja. Podwyżka cen ropy oznacza, że takie potęgi gospodarcze jak Japonia,
Francja czy Niemcy zwiększą swoje zapotrzebowanie na dolary z powodu
wyższych rachunków za ropę. Popyt na dolary zwiększyłby się, a to powinno
stać się bodźcem dla giełdowej hossy. Spekulanci przyczyniali się bowiem do dalszego spadku wartości dolara.
Kilka lat później – w
latach osiemdziesiątych – gdy waluta amerykańska znajdowała się w
ponownym spadku, tłumaczono to w sposób zupełnie przeciwny. Po
pierwsze, zmniejszyło się ogólnoświatowe zużycie ropy, po drugie, jej
cena spadła. Tym razem ta konkluzja okazała się słuszna, albowiem zapotrzebowanie
krajów rozwiniętych gospodarczo na dolary zmniejszyło się i dlatego
też zmalał ogólny popyt na tę walutę.
Gdy w latach siedemdziesiątych powstało określenie
“szok naftowy”, wówczas usłyszeć można było także i takie
opinie, iż wzrost cen ropy był nieuchronny, z tym że
kraje arabskie mają do swej dyspozycji większe ilości dolarów, za które z
kolei mogłyby nabywać towary w krajach zachodnich, a to byłoby dobre
dla gospodarczej koniunktury. Coraz głośniejsze stawały się także
głosy, że zwiększone wydatki konsumentów na benzynę i ogrzewanie znacznie
ograniczają środki na inne towary konsumpcyjne, co stanowi poważne zagrożenie
dla rozwoju gospodarczego.
Krótko mówiąc: Wyjaśnienia pojawiają się zawsze po pewnym
czasie. Kursy akcji i walut rosną lub spadają, a
niezliczone rzesze graczy, spekulantów, doradców inwestycyjnych i analityków
wyjaśniają później bardzo dokładnie – często przy pomocy zupełnie
przeciwstawnych sobie argumentów – dlaczego do tego po prostu musiało
dojść. To kursy tworzą wiadomości, które następnie są rozpowszechniane,
a nie odwrotnie!
Wiadomości ze
“świata zewnętrznego”, jakkolwiek by były one interpretowane,
nieraz w ogóle nie mają większego wpływu na przebieg kursów. Inwestorzy
znajdują się często w pesymistycznym nastroju, nie mając ku temu żadnego
rzeczywistego powodu. Mojemu staremu przyjacielowi Grünowi, wiedeńskiemu
emigrantowi mieszkającemu w Nowym Jorku, kolega zadał pytanie:
“Powiedz, jesteś happy w Ameryce?” “Happy tak –
brzmiała melancholijna odpowiedź – ale szczęśliwy
to ja nie jestem”. Przyczyna tego pesymizmu tkwi w charakterze
wielu uczestników rynku kapitałowego, albowiem są oni graczami, którzy
nie zastanawiają się zbyt długo i nie snują rozważań na temat zdarzeń zewnętrznych,
lecz usiłują coś kupić lub sprzedać, aby szybko osiągnąć wysokie zyski i
pozostać przy grze. Są to ludzie, którzy całkowicie ulegają namiętnościom.
Im więcej takich graczy przystępuje do gry, tym bardziej niestabilny
staje się klimat na giełdzie. Na czoło wysuwają się wówczas czynniki subiektywne,
np. to, w jakim stopniu zaangażowani są gracze, czy zainwestowali
już w papiery wartościowe wszystkie swoje pieniądze, a może się nawet zapożyczyli.
Jeśli określone fakty, np. pewne wydarzenia polityczne, trafią na giełdę zdominowaną przez graczy, to będą one miały zupełnie
inny rezonans, aniżeli wtedy, gdy ich portfele inwestycyjne są puste.
Bardzo często dochodzi
do takiej sytuacji, że ceny akcji rosną przy bardzo wysokich obrotach.
Analitycy mówią wtedy, że giełda jest stabilna, ponieważ wysokie obroty
świadczą o tym, że ludzie interesują się giełdą. Jest to, moim zdaniem, założenie
z gruntu fałszywe. Im większe – przy jednocześnie wzrastających
kursach – są obroty na giełdzie, tym więcej papierów przechodzi
z rąk “mocnych” do rąk “słabych”, to znaczy od
mocnych psychicznie do psychicznie słabszych
uczestników rynku. Gdy zaś wszystkie papiery znajdują się w słabych rękach,
wówczas giełda z całą pewnością znajduje się u progu krachu.
Gwałtowność psychologicznej
reakcji inwestorów giełdowych zależy, moim zdaniem, wyłącznie od
“technicznego stanu rynku”. Twierdzeniem tym wykraczam już
jednak poza pierwszą lekcję psychologii giełdowej.
Z „Psychologii giełdy” André Kostolany'ego
( w przekładzie Mirosława Ilskiego )
Wydawnictwo EUROPA, 1999