Eskalacja
grozy w Warszawie
...
Po kilku dniach na murach Warszawy
ukazała się dwujęzyczna odezwa niemieckiego głównodowodzącego. Zapewniał w
niej ludność, że może liczyć na spokojną pracę i opiekę państwa niemieckiego.
Osobny ustęp poświęcony był Żydom: gwarantowano nam pełnię praw, nietykalność
majątku i zupełne bezpieczeństwo życia.
...
Zaczęły się natomiast pierwsze
niemieckie łapanki w Warszawie. Odbywały się jeszcze niepewnie, jak gdyby
łapacze zażenowani byli swą nową metodą znęcania się nad ludźmi i nie mieli
jeszcze wprawy. Prywatne małe samochody uwijały się po ulicach, zatrzymywały
się przy chodniku obok upatrzonego Żyda, drzwiczki otwierały się – wychylała
się kiwająca palcem ręka: „komm, komm”! Pierwsi powracający złapani opowiadali
o pierwszych biciach: nie były zbyt groźne, ograniczały się do policzkowania,
szturchańców, i – czasami – kopnięć!
...
Wkrótce ukazały się zarządzenia skierowane wyłącznie przeciw Żydom. Pozwolono
im mieć w domu na każdą rodzinę tylko dwa tysiące złotych. Resztę oszczędności
i kosztowności należało złożyć do banków na zablokowane konta. Równocześnie
zabrano i nieruchomości żydowskie pod niemiecki zarząd przymusowy.
...
I ja, o ile mogłem, wychodziłem
tylko o zmroku, lecz z zupełnie innych przyczyn. Wśród wielu dokuczliwych
zarządzeń niemieckich, skierowanych przeciwko Żydom, było jedno, choć niepisane
tym niemniej skrupulatnie przestrzegane: nakaz kłaniania się niemieckim
wojskowym przez mężczyzn żydowskiego pochodzenia.
...
Jednak owe niemieckie
dokuczliwości nie były wcale zabawne. Ujęte były w pewien system, mający
trzymać nas w ciągłym zdenerwowaniu i niepokoju o przyszłość. Co kilka dni ukazywało
się jakieś nowe zarządzenie, pozornie bez znaczenia, lecz dające znać, że
Niemcy o nas nie zapominają i nie myślą zapomnieć.
...
Wyszedł zakaz dla Żydów jeżdżenia
kolejami. Potem w tramwajach czterokrotnie większa taryfa niż dla „aryjczyków”.
Potem puszczono pierwszą plotkę o utworzeniu getta. Obiegała dwa dni,
doprowadzając ludzi do rozpaczy, lecz po dwóch dniach ucichła.
...
W drugiej połowie listopada Niemcy, nie tłumacząc się dlaczego to robią,
zaczęli tarasować jezdnie północnych bocznic od Marszałkowskiej drutami
kolczastymi, a w ostatnich dniach tego miesiąca ukazało się obwieszczenie, w
które nikt nie chciał wierzyć, nawet w najskrytszych myślach nie
przypuszczając, aby mogło być kiedyś zrealizowane: Żydzi od 1 do 5 grudnia
mieli zaopatrzyć się w białe przepaski z naszytą błękitną gwiazdą Syjonu.
...
Trzymając się swego systemu
stopniowania ucisku, wydali w styczniu i lutym 1940 roku dwa nowe zarządzenia
represyjne. Pierwsze zawiadamiało nas o dwóch latach czekającej nas pracy w
obozach koncentracyjnych, dzięki której mieliśmy otrzymać „należyte wychowanie
społeczne”, abyśmy wreszcie przestali być „pasożytami na zdrowych organizmach społeczeństw aryjskich”. Pracować
mieli mężczyźni od 12 do 60 roku życia i kobiety od 14 do 45 roku.
...
We wrześniu rozpoczęły się
pierwsze wysyłki transportów roboczych do obozów pracy w Bełżcu i Hrubieszowie.
Otrzymując tam „należyte wychowanie społeczne”, Żydzi musieli tkwić całymi
dniami po biodra w wodzie, przekopując rowy melioracyjne, a jako wyżywienie otrzymywali
po 10 dkg chleba i po talerzu wodnistej zupy dziennie. Praca trwała, nie jak zapowiedziano
dwa lata, lecz tylko po trzy miesiące dla każdego, ale i to wystarczyło, by ludzie
wracali zupełnie wyczerpani fizycznie, często z nabytą gruźlicą.
...
Nad wylotami ulic, które miały
stanowić potem punkty graniczne żydowskiego getta w Warszawie ukazały się
ostrzegawcze tablice, informujące przechodniów, że nie należy zapuszczać się w
te ulice, gdyż są... zarażone tyfusem.
...
Granice getta kurczyły się, zwężane
ulica po ulicy przez Niemców, tak samo jak zwężane prowincja po prowincji,
granice podbitych przez nich krajów w Europie. Lecz te zewnętrzne wypadki nie
miały znaczenia wobec jedynie ważnego faktu, którego świadomością przesycone
były wszystkie godziny i minuty naszego pobytu w getcie, że jesteśmy zamknięci.
...
Jeszcze inne dzieci starały się
przemówić ludziom do sumienia i przekonać ich: „Jesteśmy naprawdę bardzo
głodne. Już dawno nic nie jadłyśmy. Dajcie nam kromkę chleba, a jeśli nie ma
chleba, to chociaż kartofel lub cebulę, żebyśmy wytrzymały do jutra”. Lecz mało
było ludzi, co by mieli tę jedną cebulę dla dzieci, a jeśli byli tacy, to nie
mieli serc.
...
Rano pierwszy ojciec wyszedł na
miasto i wrócił po kilku minutach blady i bardzo wystraszony: Niemcy w nocy
byli w wielu domach, wywlekli około siedemdziesięciu mężczyzn na ulicę i
zastrzelili ich. Trupy leżały dotychczas nie zabrane.
...
Na pustych ulicach rozwieszono
afisze. Władze niemieckie zawiadamiały nas, że zmuszone były przeprowadzić
czystkę naszej dzielnicy z „niepożądanych elementów”, ale że akcja ta nie
dotyczy lojalnej części ludności, że należy bezzwłocznie otworzyć sklepy i kawiarnie
i powrócić do normalnego życia, któremu nic nie zagraża.
...
Wieczorem ogłoszono, że godzina
policyjna zostaje na ten dzień przesunięta do dwunastej w nocy, aby rodziny
„skierowanych do robót” miały czas przynieść im koce, zmianę bielizny i żywność
na drogę.
...
Po południu rozlepiono w mieście
afisze oznajmiające o rozpoczęciu akcji przesiedlania na wschód wszystkich
Żydów niezdolnych do pracy. Wolno było każdemu zabrać ze sobą 20 kilogramów
bagażu, żywność na dwa dni i... biżuterię.
...
W pierwszych dniach akcja odbywała
się systemem loteryjnym. Domy otaczano na chybił–trafił, raz w tej raz w innej części
getta, mieszkańców spędzano gwizdkiem na podwórze i ładowano wszystkich bez
różnicy wieku i płci, od niemowląt począwszy a na starcach skończywszy, do
konnych wozów ciężarowych i wywożono na „Umschlagplatz” – straszny Plac
Przeładunkowy, gdzie odbywało się zawagonowanie ofiar i wysyłka w nieznane.
...
Na murach miasta ukazały się
ogłoszenia informujące, że dobrowolni ochotnicy na „wyjazd”, którzy stawią się
z rodzinami na Plac Przeładunkowy, dostaną po bochenku chleba i kilogramie
marmolady na osobę, i że takie ochotnicze rodziny nie będą rozdzielane. Ludzie
zaczęli zgłaszać się masowo, zarówno pod wpływem głodu, jak i nadziei wspólnego
dzielenia nieznanych, ciężkich losów.
...
Od jednej grupy do drugiej
przesuwały się kobiety z dziećmi na rękach, żebrząc o trochę wody, której Plac
Przeładunkowy został przez Niemców umyślnie pozbawiony.
...
Po krótkim czasie dobiegł z oddali
gwizd lokomotywy i zbliżający się z chwili na chwilę turkot wagonów po
szynach. Upłynęło jeszcze kilka minut i pociąg stał się widoczny: kilkadziesiąt
bydlęcych wagonów i towarowych toczyło się wolno w naszą stronę, a nalatujący
stamtąd wieczorny powiew przyniósł falę dławiącego zapachu chloru. Równocześnie
otaczający plac kordon policji żydowskiej i SS–manów zgęstniał, zaczął przeć
do środka i odezwały się nowe strzały na postrach. Ze zbitego, napędzanego
tłumu podniósł się lament kobiet i płacz dzieci.
...
Dojrzałem między głowami
policjantów, że matka i Regina wchodzą już do wagonu, podsadzane przez Halinę
i Henryka, podczas gdy ojciec rozglądał się za mną.
...
Ze „Śmierci miasta” Władysława
Szpilmana
(wspomnienia opracowane przez Jerzego Waldorffa )
Spóldzielnia Wydawnicza „Wiedza”, 1946